PAN TADEUSZ - strona głównaPAN TADEUSZ - aktualnościPAN TADEUSZ - filmPAN TADEUSZ - poemat
 

Bohaterowie


 
Rębajło Gerwazy
 
 
zwany Klucznikiem, od pęku kluczy od zamku Horeszków, noszonego u pasa; Scyzorykiem od potężnych rozmiarów i wagi miecza; Półkozicem od uporczywie noszonej liberii ze znakami herbowymi Horeszków lub Mopanku, od ulubionego zwrotu grzecznościowego. Hasło – „Hajże na Soplicę!”
     Ród Gerwazego nie był w okolicy bliżej znany, ale w czasie przedzajazdowej narady w Dobrzyniu szlachta woła: Wiwat Scyzoryk, klejnot Rębajłów zaścianku! Być może pochodzi z Rąbanek, które w rozmowie z Hrabią wymienia obok (równie fikcyjnych) Rzezikowa i Ciętycz – zaścianków, gdzie szlachta odwieczna, w której krew rycerska płynie. Najwierniejszy z wiernych sługa stolnika Horeszki. Nie założył rodziny, wszystkimi uczuciami obdarzając Scyzoryk.
 
To jest, co najdroższego na świecie posiadam,
Nie miałem nigdy żony, nie miałem dziecięcia,
On był żoną i dzieckiem; z mojego objęcia
Nigdy on nie wychodził; od rana do mroku
Pieściłem go, on w nocy sypiał przy mym boku!
A kiedym się zestarzał, nad łóżkiem na ścianie
Wisiał, jako nad Żydem Boże przykazanie!
(XII, 341 – 347)

     Cnotą jest przywiązanie pana do sługi, ale przywiązanie Gerwazego do nieżyjącego od prawie dwudziestu lat Stolnika sprawia wrażenie manii. W tragedii Horeszków Klucznik nie dostrzega w ogóle ani dramatu Jacka i Ewy (ich wzajemnego uczucia po prostu nie przyjmuje do wiadomości), ani pychy Stolnika, tylko pychę Jacka i jego zbrodnię. Zapieczony w nienawiści, zaprzysięgły wróg Sopliców, których ściganiu, paleniu i wycinaniu poświęcił życie. Jego pomysł zajazdu i wynikłe stąd komplikacje skutecznie niszczą wątek spisku, tyle lat snowany - dzieło życia Jacka–emisariusza. Ma też na sumieniu, bagatela, pięciu zabitych przez zemstę Sopliców, zatajenie gestu przebaczenia, jakim umierający Stolnik przeżegnał zabójcę, no i zakłutego Scyzorykiem „pro publico bono” Majora Płuta.
     Na szczęście w poemacie „parą” Gerwazego jest Protazy, którego łagodne „Gerwazeńku” nie pozwala Klucznikowi urosnąć ani na romantycznego mściciela, ani na maniakalnego zabójcę. Po dramatycznej spowiedzi przedśmiertnej Jacka Soplicy, kiedy Gerwazy wydusza z siebie w końcu prawdę o przebaczeniu Stolnika i sam zdobywa się na przebaczenie, jego ponura rola się kończy. Na szczęście dla niego i dla Sopliców może popijać miodek z Protazeńkiem, a i morderczy Scyzoryk, darowany generałowi Kniaziewiczowi odjechał z taborami wojskowymi jako pamiątka. Przecież wiadomo, że Zosia przyjmie Gerwazego na łaskawy chleb, by mógł ćwiczyć w szermierce małych Sopliców.
 
 
Daniel Olbrychski
 
 
Gdy się dowiedziałem, że Gerwazy, to pomyślałem sobie: „Genialne!”. W przeciwieństwie do żony i do Łapickiego, którzy uważali, że to tylko ważny epizod... Powiedziałem, że nic podobnego, że to jest klucz – jak Klucznik – całej fabuły. Zwłaszcza, że ta fabuła tak naprawdę została ścieśniona do opowieści o zajeździe. Wszystko musiało być podporządkowane jednej opowieści: o tragedii, która się zdarzyła na początku. A więc rozbudzenie chęci zemsty u Hrabiego i dalej linia fabularna idzie konsekwentnie, i bez Gerwazego się nie może obejść. Hajże na Soplicę! Rozwalenie spisku patriotycznego Soplicy w myśl hasła, że „ten jest dobry Polak, który ładuje po głowie sąsiada, którego nie lubi”. Bo na tym polega cała akcja Gerwazego. I wiedziałem chytrze, że wprawdzie ta postać w książce, w porównaniu z innymi, aż tak się na pierwszy plan nie wysuwa, ale to innym – byłem pewny – trzeba będzie wycinać monologi. Natomiast Gerwazemu nie! Bo jak nie padnie to, co on ma do powiedzenia, to historia nie będzie jasna. I na początku, i w czasie zajazdu, i w czasie rady; zwłaszcza ten wielki, demagogiczny monolog, kiedy namawia szlachtę dobrzyńską do rozboju. I strasznie się ucieszyłem, nie zważając na to, że w końcu gram epizod, że nie mogę się pchać na plan pierwszy. Wiedziałem, że pójdę po swoje i tylko sobie kombinowałem, jak mam wyglądać. Ja czułem, że muszę wyglądać inaczej, niż wyglądałem dotąd. Bo to już takich szlagonów zagrałem trochę. Nawet jeszcze rok wcześniej zagrałem Kossakowskiego w „Księdzu Marku” (w teatrze TV przyp. aut.) i wymyśliłem sobie do tego Kossakowskiego bardzo krótkie włosy, ostrzyżone, i wąs. A tu pomyślałem, że trzeba pójść jeszcze dalej.
     Nieprawdą jest, że Gerwazy wyglądał tak jak na wszystkich malunkach Kossaków i Andriollich. Oni wszyscy z takimi siwymi czuprynami go malowali. A Mickiewicz napisał dokładnie, jak on wyglądał. Był łysy jak kolano – „błyszczała łysina” – i tylko miał blizny od ciosów szabli. Ja kompletnie zgoliłem się na łyso. Wąsy kazałem posiwić, brwi posiwić, nakrzaczyć. Blizny wykonała cudowna pani charakteryzatorka, Marysia Dziewulska. I zrobiła ze mnie niemalowanego, zasuszonego troszeczkę starca, ale bardzo jeszcze krzepkiego. Spojrzałem w lustro. Powiedziałem: „Wiem już, jak mam grać”.

 



Copyright © Prószyński i S-ka SA 1999. Wszystkie prawa zastrzeżone