| |
|
...powrót do strony RECENZJE PRASOWE Podróż Wajdy do Polski Narodowa epopeja? Nie - żywa, pełna wigoru opowieść. Przejmująca próba odzyskania dostępu do romantycznego mitu. Tadeusz Sobolewski, Podróż Wajdy do Polski, Gazeta Wyborcza, 18 X 1999 (...)Gdzie jest ta Polska? (...)Wajda zapowiadał, że nie interesuje go metafizyka, tylko fabuła. Jego zwycięstwo polega na tym, że osiągnął poetycki efekt, idąc drogą prozaiczną. Wyłuskał z poematu historię i z werwą ją opowiedział, wprowadzając widza od razu w sam środek sporu o Zamek, w historię zajazdu na Soplicowo, w miłosne qui pro quo Tadeusza, Telimey, Zosi, prowadząc do kulminacji, jaką jest spowiedź Jacka, i do finałowego poloneza. (...) Pierwsze ukłucie wzruszenia czuje się wcześniej, gdy w karczmie młody, czarny Żyd, trzymając przed sobą cymbały na czerwonej wstążce, zagrał mazurka. Drugie, silniejsze - może najsilniejsze w całym filmie? - gdy po bitwie kapitan Ryków (Siergiej Szakurow), łamaną polszczyzną, mrugając do nas, mówi: "Oj! Wy Lachy! Ojczyzna! ja to wszystko czuję, ja Ryków; car tak każe, a ja was żałuję..." Jak w "Weselu", jak w "Pannach z Wilka", spoglądamy na dwór polski z zewnątrz, jakby obcymi oczami. Tak właśnie dochodzimy do uroku tej wyimaginowanej Polski, na którą jesteśmy skazani, która jest naszym dziecinnym mitem. Ale widać bez dzieciństwa nie bylibyśmy sobą. Patrzymy na to obcymi oczami - bo sami jesteśmy na pół obcy, żyjemy "w świecie nieproszonych gości", wydziedziczeni z przeszłości. To przecież nie tylko polskie, ale ogólnoludzkie, dwudziestowieczne doświadczenie. Gorycz tego odkrycia - że jesteśmy wydziedziczeni - łamie sielankę i nadaje jej tragiczny ton. Przebrzmiały wiersze Melancholijny wydźwięk ma już początek filmu. Wajda zaczyna od końca, od inscenizacji Epilogu: Mickiewicz, w ubogim paryskim pokoiku, stojąc przy oknie, które rzuca cień poety na posadzkę, czyta swoim ziomkom, postarzałym i smutnym "Pana Tadeusza". Ten prosty chwyt wywołuje nieoczekiwany skutek: aktualizuje poemat, jego treść duchową zderza z twardą materią rzeczywistości. Przebrzmiały wiersze, przyleciał film, wyszli goście - widzimy pusty pokój. Mickiewicza, z wystygłym piecem w rogu. To nie Paryż, to nasza współczesność, to my, to pokój Wajdy w jego dworku na Żoliborzu. Zostaliśmy sami, bez mitu. Obraz tamtej Polski wróci jeszcze na chwilę, jakby film miał się zacząć jeszcze raz (bylibyśmy gotowi natychmiast jeszcze raz go obejrzeć). Ma się wrażenie, że w deziluzji tego wspaniałego finału, podobnie jak w całym filmie, Wajda zawarł swój dramat artysty, swoje borykanie się z polskim mitem, także swoje osamotnienie. Podróż do Soplicowa - to przecież kolejny etap jego podróży do Polski, w którą Wajda nas ze sobą zabiera, jak to robił zawsze, począwszy od "Lotnej", aż po "Kronikę wypadków miłosnych". Marzenie o Polsce Jeżeli z tego płynie pocieszenie, to chyba takie, że jesteśmy wciąż tacy sami - zakładamy tylko kolejne przebrania. Bohaterów "Pana Tadeusza" Wajdy najpierw widzimy jako emigrantów, odartych z nimbu, potem jako mieszkańców Soplicowa, w uroczy sposób odsłaniających wszystkie swoje wady, wreszcie ukazują się nam w błyszczących narodowych mundurach, które ich upiększają, tak jak nas upiększała kiedyś pierwsza "Solidarność". Pełni narodowej dumy, wchodzimy w marzenie o Polsce i odnajdujemy tam tę samą głupotę, która otacza nas w rzeczywistości (Maćkowe "głupi!" powraca w filmie wielokrotnie), ale to nie przesłania nam dostępu do prawdziwej, czyli idealnej Polski. W ten sposób dochodzimy do trzeciej fazy: gorycz Wajdy, którą manifestował przez lata 90., zostaje jakby przezwyciężona. Następuje Mickiewiczowskie "zbawienie", czyli spojrzenie na siebie z miłością. Wszyscy na koniec tańczą poloneza. Może mi się zdaje, ale ten polonez dziwnie się kojarzy z chocholim tańcem. Tadeusz Sobolewski | |
|
| |
Copyright © Prószyński i S-ka SA 1999. Wszystkie prawa zastrzeżone | |